Refleksje II

niedziela, 29 listopada 2015

Reflrksje X

R o z m a i t o ś c i
Jeszcze mi w duszy coś  gra. Póki  mi nie zamkną  ust  i  stron, chyba że ich nie znajdą, bo głęboko ukryte pod  tajemniczym linkiem, jeszcze  kusi, by skorzystać z wolności  wypowiedzi  i  pokazać swoją  przekorę. Moje  Blogi 
Moje opinie I  i  II
(wwwup72156jeszcze.blogspot.com     i    wwwup72156.blogspot.com)  zaprowadzą mnie  zapewne na szubienicę. Jeżeli  mnie podkusi  i  coś  przekornego jeszcze tam dopiszę, jeżeli  pozbędę się lenistwa  i  będę miał  jakąś gwarancję , że to ktoś  sobie przyswoi , to będzie całkiem  źle.  Niech  ta  strona  bawi, kto zechce    zauważyć.

Mój  Majakowski                   

Lubię cię Włodzimierzu
Proletariackie twoje wiersze
Pisane szczerze
I w dobrej wierze
I te tramwaje
  co skręcały
     na most  przy Giserni                                                
Litery te  martwe
  A grób ?
      gdzie on
          bez chwały 
Złą wyciągnąłeś kartę
Splecioną z cierni
Tematy ostre i pióro  ostre
Rewolucji trzymałeś wartę
Kochałeś ją jak siostrę
Oddałeś  jej sprawom słowa
Miast kwiatów zrodziła osty
Wierności 'ś jej nie dochował
Kiedy zawiedli  cię bogi
Waliłeś na odlew  i  prosto
Rzeczywistość macałeś rymem
Jak ślepy co szuka drogi
Jednak  poezji  byłeś olbrzymem
 Strofy twe brzmiały donośnie
Chwalco nowej epoki
Z twej  pieśni  owoc nie wzrośnie
Pokryły ją mroczne mroki


Gdybyś tak dzisiaj
     żył w naszej  Polszy
To co byś pisał
      wiersz też nie gorszy
Lecz rewolucji
      twej  fascynacji
Dzisiaj
     wspomnienia
        jak  najgorsze
Przydałby się taki
     nam z twoim
       polotem
Nie jako chwalca
    nie piewca
        a z młotem
Bo nam wyrosła
      wataha
         padalców
Jak w twej
      ojczyźnie
Bliźnie
Ktoś  im
          na  ozór
            niech  zaciśnie palce
Taki  jak ty
       wygarnąłby               
            twardo
Przeniewiercom
       co darzą
           pogardą
Tych co  oddali
      wyrwani
           ciemiężcom
Z brzegów Bajkału
      Kołymy
           Workuty 
Za błędy wodzów 
      doznawszy  pokuty                                                                                                                              By  umęczonej zgnębionej klęską                                         
Kroplę czerwonej
     i potu                               
         i znoju
Dać na złość
      na przekór     
          złowrogiej  historii
Niech jakaś będzie
      byle w pokoju
Byle przetrwała
      mądra
         i w glorii
A choć  historia
      okrutna pani
Przycumowała
           do złej  przystani
Każdemu
        co kropli
             krwi  nie szczędził
Żałować nie można
     pamięci
          i piędzi
Ziemi  i na niej 
   mogiły
       salutu
Niech pamięć
   nie będzie
      o nikim zatruta
 Lubię cię Majakowski
Choć 'eś 
    bolszewik
           a się' ś   nawrócił                                                                          Mojej młodości
              poeto
Lubię 
     słupki  twoje
            i  zgłoski
Zawód  ci
          życie
                skrócił
Żałuję cię
                przeto

  F  o  r  t  u  n  a                           

Przyjdź  jeszcze muzo niedoskonała
Muzo prywatnych treści
Jak Syzyfowi ciąży mi skała
Co w mojej głębi się mieści

Skałą i lodem niedomówienia
Skryte w namiocie ciszy
Słowa nie  dadzą cienia
By cienia nikt nie usłyszał

Słowa i cienie za dużo ważą
Nie kładźmy ich na barki
Milczenie  niechaj stoi na straży
Samo milczenie wystarczy

Słowo co może  być ostrzem
Niech lepiej  w zamknięciu drzemie 
Brak dobrych słów - milczenie prostsze
Goryczą  pomieszka we mnie

Jesteś pokraczną boginią
Fortuno   pełna zagadek
Tylko twoją  jest wina
Przeszłości nieznośny spadek

Uprościć nie da się ścierzki
Gdy  losami  ty zarządzasz
I czasem co we mnie mieszka
Jak sowa czuwasz przemądra

Nad moim gorzkim milczeniem
Upartym milczeniem bliskich
Zasnułaś  mroki i cienie
Bo ty zarządzasz wszystkim

Ni modły   rozumne czyny
 Twoich decyzji nie zmienią
Zgodzić się można jedynie
Na twe niefortunne cienie

 
           P  i  e  t  a  
               

 Powiem to w prostych słowach
Na ręku dźwigasz martwego Syna
Taka Anioła  jest mowa
Jaka była śmierci  przyczyna?
Kain co zasiał  nienawiść w duszach
I sieje od zarania świata
Śmierć syna sumienie porusza
Porusza  śmierć  matki i brata
Oto widzę  dziecko w objęciach
Martwe bo innej jest wiary
Z innego zrodzone  plemienia
Dla matki był boskim darem
A teraz  dla niego ziemia
Niesie na rekach go pieta
Niesie na rękach  mężczyzna
Płacze nad nim kobieta
Na naszym  sumieniu to blizna
Oto nasza klęska  człowiecza
Zasiane Kaina ziarno
W tych co ucinają  szyje
Bliźniego nie chcą  przygarnąć
Dzwon na trwogę niech bije

  Przewrotna modlitwa                    

Dziecko puka do bramy
Daj chleba dla mnie i mamy
Módl się z nimi  Święta Pani

Dziecko w mamy ramionach
Pewnie za chwile skona
Módl się za nimi Święta Pani

Na naszej ulicy pochód bieży
Woła postawić na warcie żołnierzy
Nie módl sie za nich Święta Pani

Chleba za dużo przecież nie mamy
Idźcie sobie chleba nie damy
Nie módl się za takich Święta Pani

A wodzom  piekielnym od pieców
Serca zmiękły po latach nieco
Módl się a za nimi  Święta  Pani

Chleba starczy  wam i roboty
Razem  rozwiążmy wspólne  kłopoty
Módl  się z nimi Święta Pani

Są polityczne wśród nas świętoszki
Nie uszczkną chleba ani  troszki
Nie módl  się za nich  Święta Pani

Kraj nasz przecie  cały w ruinie
Kto do nas trafi  to z nami zginie
Nie módl się za tych Święta Pani

Modlitwa niesie się u podnóża
Za was -z naszego świętego wzgórza
Nie módl się za tych  Święta Pani

Muszą wystarczyć wam modły nasze
Na stołach pusto i pusto w kasie
Nie módl się za tych Święta  Pani

Kraj nasz u pewnych przecie bogaty
Na szczycie ubrani w złote szaty
Nie módl się za nich Święta Pani

Na naszych posłów  głosować macie
Bo pozostali  to są psu bracia
Nie módl się za nich  Święta Pani

Jeden tylko litośnie gada
Każda parafia przyjmie sąsiada
Błogosław  temu Święta Pani

Tysiące  głodnych polskich dzieci
Gościny doznało na całym świecie
Módl  się za tamtych Święta Pani

Gdy obce dziecko "chleba"  mi powie
Podzielę się po połowie
Módl się za mnie Święta Pani


 
Krótka kronika  rymem    
Niesprawnym ułożona
I prostymi  słowy  łzami
Pisana dla wyrażenia
Żałości  należnej

Od wieków kryła was cisza
Nikt głosu z nad Wisły  nie słyszał

I wam należne czasy złote
Gdy się otwarły nauki wrota

Od słońc męża dałem i ziemi
Byście nie byli niemi

Znaleźli się potem odmieńce
Szkoda - nie było ich więcej

Nazwali się braćmi
Ich wiedza innych zaćmi

Takich my nie chcemy
Idźcie w obce ziemie

Ognia im nie zadano
Oj - byłaby plama

Wszyscy maja być jednacy
Katolicy- Polacy

Choć  jeden zakwitł  blaskiem
Od Pana doznał łaski

Rozsławił  polskie imię
Laury otrzymał w Rzymie

Poezji był królową
Ale nie cieszył naszą mową

Językiem władał dawnym
Szekspira nie przyniósł sławy

Ciemniały umysły i gasły
Jedzono i pito za Sasa

Nieprawe wasze obliczę
Zesłałem  na nas bicze

Pocieszyciela w dali umieścił
By nadzieja nie zgasła  do reszty

Do dzisiaj  ducha nam wznosi
On jeden sławę nam głosi

Aleć jeden Fryderyk to mało
Więcej by się zdało

W kosmosie ich pieśni by brzmiały
Dla naszej chwały

Byli i są pomniejsi
I z nich należy się cieszyć

Mało ich boście kundelki
Choć był nar ód  wasz wielki

Niechaj będę całkiem szczery
Nie Honore nam pisany i Alighieri

Brak nam Izaaka Alberta Lwa
Posucha oda wieków trwa i trwa

Po tysiącletnim czasie
Pusto od nas na świata Parnasie

Jest może jeden drugi trzeci
Na całe tysiąclecie

Gdzie przyczyn szukać
Czy w złych naukach czy krukach

Pan  w litości  dla nas niehojny
Jednak darował wielką wojnę

O nią modlili się niektórzy
By wrogów naszych zburzyć

Trwają boje padają mocarze
Okazja się nadarza

Do dzieła biorą się patrioci
Lecz jeden wielka sprawę knoci

Miast pokojem się cieszyć
Na boje wschodnie sie spieszy

Nad nami burza i błyskawica
Nad grobem naszym zapłonie gromnica

Było bardzo srodze
Lecz błąd popełnili obce wodze

Po latach przeto
Poszukają odwetu

Mądrzejsi  i żołnierze prości
Obrońcami  wolności

Była nauka i czasu wiele
By błędów nie powielać

Już nam rosły nowe wielkości
W świecie się mogły rozgościć

I liczb znawcy i poetowie
Było ich całe mrowie

W nauce i  literaturze
Bardzo sławni niektórzy

Ci od liczb dźwięków i  słowa
Nie zdążyli  zasłynąć nadeszła trwoga

Dał Pan wam róg złoty
A zdarto wam epolety

Wielkim cieniem się kładzie
Wróg w stolicy na defiladzie

Defilada przed  zbirem w Warszawie
Pewnie koniec po twojej sławie

Wszystkich uczonych braci
Unicestwili kaci

Nasze klęski są w księgach
Kto ciekaw niech do nich sięga

Muszą wieki upłynąć
By wtóry Mikołaj zasłynął

Pusto od naszych  na Parnasie
Może ze trzech ma się

Za to przyjaciele Żydowie
Wprowadzili całe mrowie

Bo idą ręka w rękę
Nam obca ta piosenka

Nam lepiej się żyje
Gdy Polak  z Polakiem na kije

Łza napływa do oka
Nasza skaza głęboka

Oj by nie nadeszły czasy
Że za łby wezmą sie nasi

Oby nie nadeszła noc długa
Nie zorali nas  sąsiedzi pługiem

Motto
Zostanie po nas złom żelazny
I gromki drwiący śmiech pokoleń
Tadeusz Borowski

 
 B ł ą d   h i s t o r i i                                                        
                                                                                
Bracia nasi dalecy                                                   
Gośćmi byliście na naszych ziemiach                        
Śladów nie ma niestety                                                 
Śladów po was nie ma                                                 
Innym daliście światło litery                                       
Nam dane nie było we własnej mowie               
Nauk z ksiąg świętych wybierać                          
Może i mądry był  pierwszy człowiek           
Sięgał  gdzie  sąsiad  dawał mu żonę                      
Aleć też przywlókł nam księgi obce                
Własną mowę na wieki pokonał
Zwiódł  ją na manowce

A tam na wschodzie własna rozkwita
Krążą  wśród ludu księgi wybitne
Pisali dzieła mnisi w klasztorach
O wyprawie  słowo Igora
Kodeksy pisali i opowieści
Lat minionych zburzonym mieście
Żydowskiej wojnie  żywoty królewskie
Czego dokonał Aleksy Newski
I o podróżach za trzy morza
I Ewangelie o życiu Bożym
Bo ci od wchodu cudu doznali
Bracia ich mowie litery dali
O mowo polska twa zguba z Rzymu
Wojciech nam w darze  nieszczęście przyniósł
We własnym lud się nie modlił słowie
 Ksiąg nie pisano w polskim języku
Pan Bóg zapomniał o polskiej mowie
Przez setki laty trwała ta zbrodnia
Aż się pojawił  przemądry człowiek
Narobił  w Polsce  wielkiego krzyku
Nie gęsią mamy a własną mowę
Wielką królowę
Na setki laty utrudniał Rzym
By królowały słowa i rym
W mowie ojczystej we własnej mowie
Odtąd lud będzie będą królowie
Się mową polską przed  światem chwalić
Mikołajowi świecę zapalić
Jan zaś był wielki  i on był pierwszy
Co mowę polską rozsławił wierszem

 
P i e ś ń   n a d    p i e ś n i a m i
(wolne tłumaczenie ze sanskrytu)

Przyjaciółko moja wielobarwna lilyjo
Usiądź przy mnie obejmij szyję
Jak korzeń wrasta lilyji w ziemię
Tak ty  wzrośnij  swym kwiatem we mnie
Radujmy się sobą weselmy sobą
Bo w tobie zapach jest wina
Radujmy nie czekając grobu
Białą gazelą jesteś  jedyna
Co na wzgórzu wybrańca czeka
Promienie oczu twych są jak zorze
Usiądź  przy mnie niech mnie urzeka
Światło i blaski  na twej twarzy
Ja na twej piersi  dłonie położę
Będę masował  twe stopy białe
Miłosne słowa w uszy powtarzał
Przyjaciółko moja lilio wspaniała

Na błoniach  paśmy zielonych  koźlęta
Twoje i moje stado przy rzekach
Na twojej szyi zawieszę wieńce
Śpiewać nam będą zwiewne dziewczęta
Tam na nas miłość wzajemna czeka
Wszystko dla ciebie w życiu poświęcę
Łoże z listowia ułożę miękkie
Tam cię zawiodę nocą za rękę
Gdy nasze stada z przesytu  usną
Obejmę ciebie moją prawicą
Obnażę wszystko co mnie zachwyca
 Usta i piersi  ustami musnę
Wielobarwnym będziemy kwiatem
Staniemy się sobie całym światem

Będę szukała po całym mieście
Tego co dusza miłuje moja
Bo dłonie moje zaprzestał  pieścić
Będę szukała na polach łąkach
Nie będę szczędzić potu ni znoju
Oj jaka ciężka jest z nim rozłąka
Pomóżcie szukać strażnicy miejscy
Wołajcie na wiata strony
Znajdźcie w którym się schował miejscu
Bo on jest dla mnie jako kwiat wonny
Łożnica moja nadal jest pusta
Rozłąki z miłym nie zniosą usta
Znalazłam spoczywał na błoniu
Zapach  żywicy i mirry mnie wiódł
Zbudziłam pocałunkiem na skroni
Znowu mi lilie we włosy wplótł

 i. t. d.









środa, 29 kwietnia 2015

R e f l e k s j e


Kilka refleksji  wysnutych z  własnych 
przeżyć, które należą się najbliższym
i może i dalszym czytającym, ujęte 
w niedoskonałym kształcie według 
skromnych zdolności. Niezrozumiałe
zapewne dla wielu, zrozumiała dla tych, 
których dotyczą. Należy im się wspomnienie,
im i pewnym wydarzeniom, o których 
mało kto pamięta. 

Na pogrzebie Stalina grano                                      
marsz żałobny Chopina

Chopin - Stalinowi

Napisałeś tę pieśń pewnie nocą
Ku pamięci klęsk listopada
Napisałeś ją pewnie po to
Bo Polska  padła?

Grywali ją potem różni
Ku pamięci lub przyjemności
Słuchali nieszczęśni lub próżni
Przypominała nam troski

Nie była pisana dla katów
Miała być grana odświętnie
Gdy bohater życie utracił
Na miasto rzuciła śmierć piętno
     +++++++++++
W marszu idzie gromada zbirów
Taszczą złoczyńcę na marach
Nareszcie spowity  kirem
Oraz złowieszczym sztandarem

 Orkiestra bezcześci te dźwięki
Napisane nie dla satrapów
Dla tych co doznali udręki
Od obcych albo rodaków

Za późno diabeł postać tę zmógł
Zadrwiono sromotnie z twej pieśni
Oby niepamięć okryła ten grób
Przestrogą był dla współczesnych

Przepraszam cię mistrzu jedyny
Za doznaną zniewagę po latach
Kto ludzkiej doszuka się  winy
Że w historii naszego był świata


Moja powinność

Na tragiczną śmieć matki

Powiem teraz
Co należało powiedzieć  wtedy
Co mówi się wszystkim matkom
Nie byłem w stanie
Nie było kiedy
Odwagi zabrakło

A teraz? Czy głos doleci
Jak modlitwy  spowiedzi?
Gdy przyjdziesz we śnie?
Twoje cierpienia  noszę
Ostatnie i wczesne
Ode mnie od losu
Com niechcący  winien
Cierpienia dla dwojga
Przez tę jedną chwilę

Stało się wiele
Co się stało
Za twoim skinieniem
U Ciebie było słowo
Dobrym do dziś idzie cieniem
Bo słowo stało się ciałem

A moje słowo
W złej chwili rzekłem
Życia zabrało połowę
Stało się piekłem
Miało być  wytchnieniem
Jest  chłodem twej ziemi

A te słowa
Tajemnicą
We wnęce intymnej
Zamknięte krzyczą
Noszę je gorzkie i zimne
Podzielone
Na łzy i milczenie
Na twarde
Kamienie
Niedługo klęknę prze twoim cieniem

  Lamentacja

Niewiele mi dałeś z tęczy
Posturę niemęską
Urody nawet nie kęs
Prószyła mi klęska
Mała lub większa
Wisiał smutek u rzęs

Jedno mi  dałeś
Choć
Przegródkę we wnętrzu
Na dnie
Dar największy
I  konchy dwie
By pukał gość
Miejsce na Gaude Mater….
Prawdziwy gość pełen świateł

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Nie skąpiłeś trudów
Worka ciężarów u ramion
Drugiej w kołyscem nie dostał
Nie stało dla mnie
Tajemną  jest złudą
Co mogło być proste
Targał i gmatwał
Czas 
Kroczył ciemny
Nie ułatwiał

Klękam przed Tobą w ukłonach
Za to  że świat mi zapłonął
To Monteverdi  i  Bach
Przez  czarki uszu się wkradł
Niespodziewani goście
Przyjaciele wierni
Krzywizna  życia się prości
I mniej jest cierni

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Skąpiłeś wymarzonej
Niosłem  krzyż  samotni
Bolesną  koronę
Przed  bramą  stanąłem pustą
Pewnie nie byliśmy  godni
Jedną się okryć chustą

Nie jesteś  przecież okrutny
Choć taką mi dałeś przysługę
Umilić życiowe trudy
Toccatą i Fugą
Co mogłeś  lepszego darować
Nad konchy uszu
Anteny na dźwięki i słowa
Zapomnienia wzruszeń

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Dałeś surowy kamień
Dla Siebie i bliskich
By  oszlifować
Dla mnie
Dla wszystkich
Wyrzeczeń było wiele
Uprowadzony
Przysługą tajemną
Nie moim przyjacielem
W spadku dostaje zdań parę
Pozbawiony broni
I żałość bezdenną
Nie tajne uczynki  i słowa
Gorzka ofiara
Została trwoga
Przed  dołem klęknie
I koniec
Jedyne dzięki

Twój dar  goi blizny
As dur  Pożegnanie Ojczyzny
I  goście
Płyną  mieszkają
W wydzielonej przestrzeni
W zamkniętym tajemnym kraju
Zadbanym
Tu  w lustrze się mienią
Ludwig z Janem
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Mało dałeś talentu
Chwalców  wcale
Boć Villonem nie jestem Puszkinem
Szukając wytrwale
Rymów pokrętnych
Skleciłem krztynę
Ni  swoim ni obcym  najbliższej
Grzeczności udanej nie staje
Z niemej mowy słyną
Usłyszę głośną ciszę
Każdego  w  swoim  kraju
Po ostatnią godziną

Z "Niedokończonej"
Pociechy  płyną
Bo do słuchania mam uszy
Dar i zapomnień pęczek
Jan Amadeusz i  Karol kusi
Jestem Ci  wdzięczny
Niech mi w najdalszych chwilach
Nokturn Ave.. Marzenie
Resztki  trwania umilą
Kłaniam się uniżenie

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Skazałeś na tęsknicę
Do przyjaciół  obcych lub bliskich
Nie słyszą jak krzyczę
Są nimi nikt albo wszyscy
Zamknięte są ich uszy
A słowa bez barwy 
Rozmowa ze sobą nie skruszy
Murów klasztoru  twardych
Być sobie przeorem klerykiem?
Nikim!!!
Skazałeś mnie na  los taki
Cicho wokół
Posiał makiem

Dobre jest Twoje serce
Dałeś prezentów aż nadto
W mojej poniewierce
Nagroda "Nocne czuwanie"
Słuchałem ostatnio
Napisane prawie jak dla mnie
"Śmierć i dziewczyna" Franciszka
Jak meteor  błyska
Najbliższa  nieobecna uchem
W samotności słucham
Takie zapomnienie
W najwyższej cenie


   O  j  c  u

Jak każdy miałem ojca
Nie takiego chciałem
Zanim się nim stał
To mi go zabrali
Sprzymierzeńcy tamtych
Co im uszczknął piędź
Potem był już nie ten
Po rozłące
Musiałem płakać
Suchymi łzami

Zwojował tę piędź
Ale nie więcej
Na jednego tyle przypadło

Wrócił
Lecz Innej  nie chciał
Nie poszedł w las
By o tamtą walczyć
Tej nie chciał
Nie dał się przekonać
Jak ja
Że innej nie będzie
Nie jest zatem wyklęty
Budował niechcianą
Chwała mu  za to
Budował dla mnie
Choć był mało mój
Rozłąką

Pozostała pustka
I dyplom z pode Lwowa
Po tej piędzi
Teraz dla mnie zaszczyt
Dobrze że choć to pozostało
Dyplom i praca
Płaczę po nim suchymi  łzami


Przyjaciółka  wielu

Tyś przyjaciółką  niechcianą
Wierną jak żadna inna
Za wcześnieś mi przydana
Już w latach dziecinnych
Przykładasz na usta palec
By słów nie  wiele padało
Za przegrodą schowanych
Lub znaczeń niewiele  miało
I spojrzeń bronisz przyjaznych
Wieczornych czy porannych
Twej obecności zaznam
Wtedy może najbliższej
Dotkliwie słyszę cisze
Podaną  błahym  słowem
Nieobecnością długą
Całym lub  życia połową
Jesteś siostrą syjamską
Tylko z tobą rozmowa szczera
Przed tobą można nie zamknąć
Co dotkliwie doskwiera
Gdy dalsi tają a bliski milczy
Tajemnic nie można ujawniać
Temu co nawet najmilszy
Twa przyjaźń może zadławić
Szykuję ci miejsce w mej trumnie
Śmierć cię najlepiej rozumie

Pierwszy erotyk

Na brzegu płytko
Nurt nieco dalej
Chaszcze śpiewają wytrwale
Nie trzeba wiele
To było wszystko
Czegośmy chcieli
Zbudzone  blaskiem
Najprostsze płonie
Nic już nie dzieli
Stóp cztery w piasku
Światem całym
Na wyciagnięcie dłoni

Zabawa w pisaku stóp niedorostków
Wiszący przez lata gest
Nie mam nic na obronę
W pamięci drzemie
Obmycie pleców jak chrzest
Wodą dobytą od dna
Świat cały nam płonie
I dalej wiązania tajemne
Pierwsza nagość przede mną
Ta wspomnieniem trwa
Nieśmiały dotyk warg
Zza światu znak

Oda do kochanki
   
Kochanką jesteś jednostronną
Na moją wdzięczność nie licz
Nie pragnę z tobą randki
Nie chcę miłości z tobą dzielić
Choć na mnie czekasz na przystankach
Choć  czekasz na mnie gdzie bądź
Bywa że wpraszasz się niechcący
Przyłapiesz mnie nie w porę
Wtedy twe cienie mnie ostrzegą
Przyjaciel  ode mnie  odtrąci

A ja cię czekam mimo wszystko
A ja cię czekam wczesnym rankiem
A ja cię czekam na przystanku
Bywa że jesteś bardzo blisko
Niechciana moja ty kochanko
Cień twój przed okiem nieraz błyska

Gdy słabość zmoże moje członki
Przysiadasz się na brzeg pościeli
Policzek chłodzisz mój gorący
Kościstą  bladą twoja dłonią
Wtedy  nas  nic z sobą  nie dzieli
Szept słodki w uszach moich dzwoni
Niechaj by nie był choć ostatni
Jeszcze zaczekaj ze swym wyznaniem
Okazji będziesz miała wiele
Wargę w szeptaniu swoim zatnij
Kochanko zanim wyznasz zdanie
Że jesteś moim przyjacielem
Że nie opuścisz mnie w cierpieniu
Łagodnie wtedy weź w ramiona
Jak bierze matka albo żona
Gdy widzi  na obliczu cienie
Co pewnie nigdy już nie zgasną
Tak chcę kochanko z tobą zasnąć.

  R e q u i e m

Dla kogo to Requiem
I po co
Nie wiem
Nieznajomemu w masce
Dla siebie?
Pisałeś nocą

Słucham nim zasnę
A ty bez trumny
W towarzystwie niemym
W szmacie brudnej
W nieznanej ziemi
Słucham akordy i echa
Dies Ire
Mój czas ucieka
Okryty kirem

Samotną nocą
Słuchać?
Po co?
Sen ożywia
Co minęło
Drugi raz bywa
Twojego dziełem
Wskrzeszone

Klękam u progu
Jak grzesznik skruszony
Gotowy do drogi
Kto do słuchania ma ucho
Pod sklepieniem podniebnym
Śpiewnych chórów wysłucha
Może ostatnie Requiem?
Niech zabrzmi mi w ostatnich chwilach
Ślad Dies ire

Dla kogo je napisałeś?
Kto wie
Śmierci na pochwałę?
Nikt nie jest pewien
Ślad poniosę  do głębi
Gdy łzy nie uroni ni człowiek
Zabrzmią mi w ziemi